Ile zostało we mnie skate zajawy? 100% skateboarder, czy coś tam mniej? Jakoś świat dokleja do nas skejcików wiele pierdół, podaje na tacy używki mówiąc żebyś przychillował. A czym ja jestem zmęczony? Instagramowe klipy, papieroski, koszulki Thrashera, świeżutko skręcony set-up, triki jak PROsi zza wielkiej wody. Jak wyjść na deskę to pogoda 20C , zimne napoje, naładowany iphone i każdy trik złapany na montażówki. Wszystko idealnie albo wcale.Mam dość, idę stąd, wychodzę tak jak stoję. Nie wrzucam koszulki Thrashera, bo to nic nie daje, cywile zakładają chcą być cool kids, a tutaj o to nie chodzi. Przepocone rzeczy po robocie, a co dobije się je jeszcze przed praniem. Deska w łapę. Żaden błyszczący set-up z niezdartą naklejką Supreme, zwykły ogryzek z resztkami gówna na gripie.Rzut deską pod nogę, druga odkleja się od betonu, fala zaczyna mnie gonić. Ekscytacja, strach? Jedno i drugie, tak jak w życiu. Tricki. 36 flip, nie ollie na rozgrzewkę, popek i flip zlądowany na grafę.Spot. Mokry - fala się zbliża, mokry jak ja od nerw co się we mnie gotują, dziury na najeździe, rafa koralowa, jedna dziura we mnie. Blunt to fakie? Blunty nie robione, blunty nie kręcone, Boo Johnson , Boo Jo...no smoke, no mirrors, just skateboarding. Frontside grind na kącie, truck ledwo musnął coping, fala ujarzmiona, cisza. Rzucam deskę na piasek, siadam mokrą dupą na plaży. Nie ma go tu, słyszę tylko szum wiatru...oddycham. Spokój, mogę wracać, żaden ze mnie Nyjah czy Andrzej, cześć jestem Piotrek idziesz na deskę?